ida na wojne:-)

 

strasznie duzo wron i srok w tym roku jak i rok temu. nie dosc, ze skrzecza obrzydliwie to poluja na wiewiorki i male ptaszki. w interncie mozna znalezc kilka sposobow na te ptaszyska. sposoby mniej lub bardziej barbarzynskie. jedna metoda spodobala mi sie szczegolnie: wlaczyc glos sokola albo orla, podobno wrony i sroki bardzo sie ich boja takze myszolowow i uciekaja, nie zaloza tez gniazda w okolicy, w ktorej slychac te odglosy. nie moge sie doczekac zeby te metode wyprobowac, ale na razie leje jak z cebra.

 

rocznica.

 

tydzien temu dotarla do mnie chyba przez pomylke wiadomosc-zaproszenie na 30 rocznice matury. klasowe spotkanie. od razu napisalam, ze nie mam czasu i termin mi niestety nie pasuje. z nikim – poza jedna kolezanka – z liceum nie mam kontaktu, przyjaznie na cale zycie pozostaly mi raczej ze studiow. no i nie oszukujmy sie, ja zdawalam mature niedawno a nie jakies 30 lat temu, tak?

przez ten tydzien wywiazala sie miedzy dziewczynami taka fajna korespondencja, wrocily nastroje, zarty rozumiane tylko wsrod nas, klimat – zupelnie niesamowite. tyle cudownych, inteligentnych, dowcipnych dziewczyn w jednym miescu, no mimo pomylki w dacie nie moge tam nie byc. niektore kolezanki popodgladalam na facebooku, to nie moze byc moj rocznik wprawdzie, ale co tam! wlasnie zarezerwowalam bilecik. a od jutra sie odchudzam.

 

 

 

 

cuda wianki.

 

jesteem pod wrazeniem. od dwoch tygoni chodze na masaze z powodu moich bolacych plecow. bardzo to przyjemne ale nic nie pomaga.

dzis zaczelam serie – 6 posiedzen – spotkan, ktorych progresywnie (no naprawde tak to sie nazywa) ucze sie rozluzniac. cale zycie wszyscy ortopedzi i masazysci mowili mi, ze mam mieciutkie miesnie i jestem taka „luzna” i ze to dobrze, ze zdrowo. moja ostatnia wizyta u ortopedy byla inna: pani ma sobie zelazny pancerz jak jakis rycerz! – oznajmila pani, po czym dodala, ze to moze byc uwarunkowane nie tylko fizycznie, ale moze psychicznie. doradzila mi ten kurs.

no wiec poszlam i powiem szczerze, ze z poczatku bylam troche rozczarowana. siedzimy sobie 4 panie i prowadzi to bardzo przystojny pan w moim, a wiec statecznym wieku. miejsce 10 minut drogi ode mnie w przepieknym budynku nad jeziorem. bez zasiegu a i tak moja komorka zadzwonila? czary? znak? wylaczylam cholere i na 1,5 godziny skupilam sie na moich miesniach. pan najpierw wytlumaczyl nam co i jak. pomyslalam, ze wprawdzie to jest tylko wyciagnie forsy, ale fajnie tu tak siedziec i pan jest przystojny, wiec co mam marudzic. po krotkim wstepie, pan kazal nam zamknac oczy i – nigdy przedtem tego nie doznalam – i wprowadzil nas w lekki stan hipnozy. bylo i cieplo, nie przelykalam sliny, bylam tam i nie bylo mnie a jedyne co robilam to spinalam i rozluznialam poszczegolne miesnie. jak cwiczenie sie skonczylo pan pochwalil mnie, ze bylam najlepiej w grupie skupiona i czy kiedys medytowalam. nie. nigdy. pomyslalam, ze to na moje bole nic nie pomoze, ale wracalam do domu nad jeziorm i myslalam po raz pierwszy od dawna jakie piekne jest moje zycie. zrobilysmy sobie z malina pyszna kolacje (maz w podrozy do jutra), pogadalysmy troche na powaznie, troche na wesolo. ide zaraz do wanny. najdziwniejsze w tej historii jest to, ze w ogole ine boli mnie ani kark ani plecy. cuda wianki.

 

malina odmlodzona.

 

dzis malina byla u fryzjera w polsce. ostatnim razem pani tak jej ladnie podciela wlosy, ze poszla i tym razem. niestety dzis pani „polecialy” nozyczki, malinowe genialnie 60cm dlugie wlosy skrocila nie tylko o 5 cm zeby byly zdrowe, ale wycieniowala i skrocila o dobre 20 cm.

malina przyslala zdjecie, troche mi sie sie mutno zrobilo, szkoda tych cudnych wlosow i cieniowane bez sensu i do szkoly i do zeglowania, ale chcialam maline pocieszyc, ze ladnie i ze w koncu spelnila marzenie o cieniowanych wlosach. 

 – plakalas? – pisze.

 – prawie…

 – wlosy ci szybko odrosna i wygladasz slicznie.

 …

 – wlasnie pokazalam zdjecie tatusiowi, jemu tez sie bardzo podoba!

– wygladam jakbym miala 12 lat:(

 

 

„przykład nie jest główną metodą wpływania na innych. jest jedyną.” albert schweitzer.

 

corki alkoholikow zenia sie z alkoholikami, podobno corki damskich bokserow tez. nie wierze, ze tak jest zawsze, ale pewie czesto rzeczywiscie tak jest.

tak sie nad tym zastanawialam obserwujac jak malina zapatrzyla sie w najfajniejszego chlopaka na zaglach. takiego fajnego, ze az pozalowalam, ze sa tacy mlodzi:-) w malinowej szkole zebralo sie troche miedzynarodowej arystokracji, nawet jeden ksiaze ma na imie kazimierz a inny baron ma tyle nazwisk i roznych „von”, ze jak przysylaja kartke na boze narodzenie to nazwisko zajmuje tyle miejsca co same zyczenia! czasem zartuje sobie, zeby malina znalazla jakiegos porzadnego arystokrate, to bedziemy ja odwiedzac w palacu. moj maz nie lubi takich zartow i zwykle na powaznie komentuje w stylu: „nie porzadnego arystokrate, ale porzadnego czlowieka”. latwo sie mowi, ale jak wplynac na nastolatke a nie podejmowac za nia decyzji? mysle, ze jedyne co nam, rodzicom pozostaje to dawac dobry przyklad i ufac. ufac, ze dziewczyna wychowana na silnego czlowieka bedzie wiedziala, ze facet, ktory krzyczy, zniewaza albo bije pod wplywem alkoholu to jest TEN SAM facet, ktory potem sie lasi, przeprasza i kupuje czekoladki i ze od takiego faceta trzeba uciekac. ufac, ze ktos taki bedzie odstreczal zamiast imponowac, ze znaki o agresji beda odbierane wlasciwie bez falszywej interpretacji i ze ktos taki nie moze sie podobac.

do tego wpisu sprowokowaly mnie komentarze, ktore widzialam pod artykulem o polityku, ktory kilka lat znecal sie psychicznie i fizycznie nad zona. wiele komentarzy jednoznacznei potepia postepowanie meza, ale sa tez takie: „wszyscy sie przeciez kloca od czasu do czasu” albo „moze ona byla rzeczywiscie leniwa?”.

malina ma 14 lat i jedyna meska „agresja” ktora zna, to tatusiowe zniecierpliwienie kiedy na przyklad cos tam liczymy i malina dodajac 23 do 50 szybko sumuje: 85. wtedy tatus robi zdziwiona mine: ” ma-li-na!” i malina szybko liczy od nowa. mysle, ze wlasnie dlatego chlopaki w typie „taki troche czarujacy skurwiel” w ogole jej nie ineresuja i mam nadzieje, ze tak zostanie. tak nam dopomoz bog. amen.

 

 

 

malinowa wielkanoc 2017

 

przed swietami spedzilysmy tydzien nad jeziorem garda. malina kilka razy dziennie ladowala w lodowatej po zimie wodzie, ale sucha pianka to nie dla niej. bawila sie wspaniale, codzienniie od 8:30 do 17 na wodzie. a ja zachwycalam sie miejscem, wiatrem, niebem. wieczorami chodzilysmy na swietna pizze i lody. na 7 dni zapomnialam o diecie bezglutenowej. niezmiennie wzruszaja mnie ci ludzie, juz nie dzieci a jeszcze nie dorosli, ktorzy co rano wciskaja sie w pianki, przygotowuja lodki (linki, rolki, szekle, zagle), spychaja je do wody (lo-do-wa-tej wody!) zanurzeni po pas, pomagaja sobie bez slow jak zgrana grupa tancerzy: ktos przytrzymuje lodke, ktos co podwiazuje, ktos wyprowadza wozek, ktos robi miejsce, ktos pomaga przy sterze, ktory o cos wlasnie zawadzil. po czym wyplywaja i przez caly dzien mocuja sie z woda i wiatrem. przed kolacja biegna jeszcze runde dookola starowki i z mokrymi spod prysznica wlosami przegladaja film z calego dnia a trener objasnia bledy, tlumaczy co mozna bylo zrobic lepiej. ten tydzien naladowal mnie dobra energia i chyba troche „ukradlam” tej energii malinie i jej kompanom. malinie skradl serce pewien kolega i to tez jakos mnie pozytywnie nastawilo do swiata, bo co malina sie zapatrzy w jakiego chlopaka, to jest to modelowy egzeplarz. ten tu taki wesoly, dowcipny, szczery, otwarty, pomocny z jakim takim czarem jaki mnie kiedys ujal u meza. swietny zeglarz, trener zwracal sie do niego per „mistrzu”, z bardzo mila mama, z ktora ma widoczny serdeczny kontakt, na koniec pomagal nam zaladowac nasza lodke na przyczepe (meza nie bylo. jak mu sciskalam dlon w podziece a on grzecznie sie usmiechal, ale oczyma szukal za moimi plecami maliny, to normalnie sama sie zakochalam. nic mnie tak nie ujmuje jak zachwyt malina:-)

ten tydzien zaowocowal nowymi znajomosciami – glownie z ludzmi z naszego klubu, nie wiedzialam, ze sa tacy mili.

niemal prosto znad jeziora znalezlismy sie w warszawie, juz w trojke i 4 dni odzywialismy sie wszelkim wielkanocnym dobrem. malina jak zawsze mieszkala u babci i zostanie tam do konca ferii, my mieszkalismy w hotelu i juz jestesmy w domu. a w domu pada snieg i kwitnie bez i wiosna. dzis bylam u pani ortopedy. czekalam na te wizyte kilka tygodni. myslalam, ze mam jakies zwyrodnienia albo cos gorszego, ale pani powiedziala tylko, ze jestem strasznie spieta i ze te bole i zawroty glowy to raczej z duszy niz z ciala. siedza we mnie strachy z ostatnich dwoch lat chyba. bede sie wiec teraz rozluzniala wspomagana masazami i potanowilam regularnie spacerowac. a lada moment lato, wiec bede znow machala wioselkiem. 

jaka jest prawda.

 

malina ma taka kolezanke w szkole, ktora podziwia, bo kolezanka jest szkolna gwiazda akrobatyki. na wszystkich szkolnych pokazach wisi gdzies pod sufitem na elastycznym szalu i wywija koziolki, ze dech zapiera a ja zawsze podziwiam jej mame, ze moze to spokojnie ogladac, ja nie moge.

wczoraj malinowa kolezanka pewnie zaspala, moze za dlugo jadla sniadanie? moze zagadala sie z mama a moze zapomniala jakiegos zeszytu i jeszcze zawrocila do domu? nie wiem. w kazdym razie spoznila sie na autobus do szkoly. autobus zamykal juz drzwi, zebrala wszystkie sily i popedzila prosto pod samochod ciezarowy, betoniarke. jak ja dobrze znam ten zakret. ograniczenie predkosci do 30 km na godzine, bo szkolny autobus, bo przejazd przez tory s bahnu, ale kto tam rzeczywiscie jezdzi 30? sama jezdze najczesciej szybciej. kierowca betoniarki jechal 30 i to uratowalo kolezance zycie, ale nie uratowalo nogi, na ktora wjechalo kolo. wcale nie plakala, byla w szoku i bala sie patrzec na noge. z autobusu wybiegly kolezanki. pytala je tylko:

 – wszystko ok? wszystko dobrze?

a one staly bez slowa, bo jeszcze nigdy nie widzialy ludzkich kosci.

czytam dzis notatke o tym wypadku w gazecie internetowej a pod nia… komentarze, ze gowniara, ze nikt jej nie nauczyl patrzec w lewo i w prawo, ze ma nauczke. czytam to i mysle, ze internet wyzwolil w ludziach najgorsze instynkty. czy taka jest prawda o nas – ludziach?

 

 

 

malina mlodziezowa.

 

z lylowo-malinowego pokoiku, zrobil sie stylowy czarno-bialy, mlodziezowy pokoj. malina szaleje ze szczescia. musze jednak przyznac – choc sama uznaje glownie biale meble – ze pieknie wyszlo. jeszcze nie wszytko skonczone. drzwi do szafy stoja wciaz obok szafy a lozko nieposlane, bo sie najpierw wietrzy, ale juz widac, ze jest fajnie. malina wieksza, meble wieksze i juz nie bedzie mogla jezdzic po pokoju na hulajnodze, ale cos za cos, prawda?