grudzien przelecial jak co roku pelen swiatecznych terminow, ale jakos w tym roku bylo przyjemnie. mam nowe nastawienie do zycia chyba. swieta jak swieta, prezenty jak prezenty, nawet projekt, ktory przyszedl w drugi dzien swiat nie wyprowadzil mnie z rownowagi. bardziej chyba przejal sie moj maz i znienacka zabral nas zaraz po sylwestrze w gory zeby oderwac mnie od komputera i zebym nie jezdzila do monachium, gdzie przygotowywalismy nowa produkcje i siedzialam w studio do nocy. i rzeczywiscie wszyscy sobie dali beze mnie rade a ja z malina spedzilysmy kilka dni na nartach. snieg, slonce i puste wyciagi – genialnie. na zakonczenei przezylysmy burze sniegowa – strach i panika i kolejna nauczka, ze z gorami nie ma zartow.
jakby nigdy nic rozpoczal sie nowy rok. malina wyprawila sobie urodziny, dopiero 10-ty a dwa projekty udalo mi sie pozytywnie zaparkowac w naszej firmie. dzis ide pierwszy raz na joge i generalnie jakos fajnie jest.
kamil stoch skakal tu niedaleko nas i wyskakal sobie slawe i podziw. nie fascynuje sie sportem ani letnim ani zimowym, ale taki spektakularny sukces polaka cieszy i jest prawdziwa osloda dla generalnie negatywnych i ponurych wiadomosci i polskich i europejskich. moi niemieccy znajomi krecili glowami ze zdumienia i podziwu, niemiecka prasa tez. nie moge sie nadziwic, ze w polskiej prasie od tygodnia pojawiaja sie artykuly o zawisci i zazdrosci niemieckich kibicow i skoczkow. ciekawe sa tez reakcje na zone kamila stocha. stawiajac na stylizacje goralska wyroznila sie wsrod pan, ktore na wieczor zalozyly typowe wieczorowe suknie. moim zdaniem w stylizacji goralskiej mozna wygladac genialnie a nie jak w w bluzce z obrusa na szkolnej akademii, ale efekt byl i tak piorunujacy, bo bardzo oryginalny. najbardziej jednak zaskoczyly mnie internetowe komentarze. przewaga zychwytu nad skromnoscia. jak bumerang powraca: „skromna”, „dobrze ulozona”, „wizytowka meza” – niesmacza mnie te slowa w stosunku do doroslej kobiety.
a wam jak sie podobaly czerwone korale i warkocz jak z janosika?

