w sobote malina piekla makaroniki z kolezanka z klasy. kolezanka po 6 tygodniowym pobycie w klinice (ale to nie ta co sie tnie) bierze psychotropy i cortison i nie moze jesc slodyczy. pomyslalam, ze powinny upiec cos przasnego, bo bawienie sie goraca czekolada i laczenie cukru pudru z maslem bedzie dla niej tortura. nie, nie, nie, kolezanka koniecznie chce sie od maliny nauczyc piec makaroniki. trzy godziny dziewczyny staly w kuchni i swietnie sie bawily. pomyslalam, ze taka zabawa to chyba najlepszy dodatek do tych wszystkich lekarstw i dietetycznych zakazow.
o umowionej porze, idealnie punktulnie zjawila sie mama kolezanki – drobna, szczupla, jak zawsze w idealnie obcietych wlosach. powietrze w kuchni zafalowalo. dziewczyny usmiechaly sie ale juz nie smialy. musialy dokonczyc miniaturowe swinki, ktorymi udekorowaly makaroniki. widac, ze potrzebuja jakies 15-20 minut. proponuje mamie kolezanki cos do picia. nie. dziekuje.
– t.musisz sie pospieszyc. w domu jest tyle jeszcze do zrobienia. wiesz, ze nie mamy czasu – popedza corke. a ja sobie mysle, ze jest sobota wieczor, co tam moze byc jeszcze do zrobienia? jej corka wlasnie orzechodzi terapie na odprezenie, bo z nerwow nie daje sobie rady w szkole, na ulicy, nie moze u nikogo nocowac, ma leki i ciagle sie spieszy, nie moze jesc nie tylko ze wzgledu na diete, ale tez bo zwczajnie nie moze. do kliniki trafila wazac mniej niz 40 kilo a jest niemal tak wysoka jak malina.
no wiec stoimy tak niezrecznie w kuchni, ona nie chce usiasc, nie chce zdjac kurtki, bo wlasciwie to wlasnie wychodza przeciez. cos rozmawiamy o szkole, o jej genialnym synu, o tym ze malina jak miala zakazenie krwi to musiala wziac antybiotyk.
– antybiotyk?!!! – patrzy na mnie z niedowiezaniem i wyraznie oburzona – moje dzieci NIGDY w zyciu nie wziely antybiotyku. nigdy!
– no ty to masz szczescie. – udaje mi sie jakos uprzejmie odpowiedziec.
na koniec dziewczyny chcialy podzielic makaroniki miedzy soba na pol. ale nie, nie nie. kolezanka nie moze jesc slodyczy, mama kolezanki n i e z n o s i makaronikow, tata je tylko slodycze bio a syn czyli brat… no jemu makaroniki pewnie sie nie spodobaja. brat jest mianowicie perfekcjonista i takie krzywe makaroniki to pewnie wysmieje i nie bedzie chcial jesc.
jak tylko sobie poszly, znow zrobilo sie milo.
makaronikow nie jemy, bo sa takie ladne, ze szkoda.