jestesmy raczej z tych siedzacych.
jednych znajomych mamy takich, ze na kazda pore roku maja sport, ktory uprawiaja prawie wyczynowo. a nasi sasiedzi z kolei ciagle cos robia, remontuja lazienke a zaraz potem maluja fasade domu, wyrywaja drzewo z korzeniami, tydzien caly rzna to drewno i ukladaja zeby wyschlo na zime do kominka. jak tylko skosza trawe, biora psa na specjalna smycz i ida biegac do lasu. a my siedzimy. latem na tarasie, na werandzie, przed wejsciem. nie znam nikogo, kto mialby tyle lawek i krzesel w ogrodzie co my. a to kawe pijemy, a to piwo, a to wino. wisimy na hamaku z ksiazka albo bujamy sie na fotelu bujanym a trawa rosnie, chwasty szaleja, liscie spadaja, kurz sie zbiera… od czasu do czasu mamy wyrzuty sumienia, ale otrzasamy sie z nich szybko.
sasiedzi zaprosili nas tydzien temu na niedzielny brunch. nas i jeszcze jednych sasiadow. idziemy. pieknie zastawiony stol. sciana za kominkiem na nowo pomalowana. lawa ma nowa narzute – wlasnorecznie wydziergana. podziwiamy nowe kafelki w lazience i nowe schody na gore. drewniane. wszystko wlasnorecznie zrobione. naprawde pieknie! dom ma rozne smaczki, zakatki, dwa kominki – bardzo mi sie podoba. zasiadamy do stolu, sasiedzi, my z malina i pani domu – kazdy przy swoim nakryciu i juz… i… hmmm… a gdzie pan domu? sasiadka wzrusza lekko ramionami: – miesiac temu sie wyprowadzil.
niezreczna cisza. zaraz jednak rozgadalismy sie na dobre. bylo wesolo, smacznie i juz troche adwentowo. sasiadka od czasu do czasu palila papierosa na tarasie i nawet malina powiedziala potem, ze jak nigdy sprawia wrazenie rozluznionej i zrelaksowanej. pozwolila sobie pomoc w kuchni. – przylec do mnie w tygodniu na kawe, zebym cie mogla o wszystko wypytac. w zyciu bym nie pomyslala, ze macie problemy. – mowie. sasiadka na to: – przylece. w skrocie, to wiesz co? za duzo tego sie zebralo przez ostatnie 4-5 lat. w ogole przestalismy rozmawiac. tylko wykonywanie zadan, planu, kolejny projekt, jak jacys robotnicy…
troche smutni wrocilismy do domu. z boku wszystko wydaje sie takie piekne. sasiedzy wydawali nam sie taka zgrana para, takim teamem nie do pobicia.
caly wieczor siedzielismy zagryzajac sezamowe precelki do herbaty i od nowa omawialismy nasza sytuacje. jak nam sie w zyciu udalo…


