krotko o malinowych wakacjach.

w tym roku zaryzykowalismy 3 pelne tygodnie wakacji. i co? i nic. swiat sie kreci jak sie krecil. zaden projekt z tego powodu sie nie odwolal, koledzy po pierwszym tygodni zrozumieli, ze odpowiedzi przychodza z opoznieniem, wie lepiej szukac ratunku gdzie indziej. tydzien na korsyce, dwa na sardynii – w pelnej harmonii, wstawaniem skoro swit, nurkowaniem w gorskich strumieniach z lodowata woda, czytaniem, winem, ktore po trzech miesiacach (taki prezent dla watroby!) smakuje jak woda zycia. malina przechodzi bunt nastolatki jakos lagodnie, poprostu czasem znienacka psuje jej sie humor, obraza sie o byle co i po godzinie lub dwoch sama sie sobie dziwi. inaczej niz rok temu dawalismy sie jej wyspac ile chciala a sami wstawalismy o 6 rano, z ksiazka szlismy na wielka pusta plaze, czekalismy na slonce, plywalismy – jakbysmy byli dwojgiem ostatnich ludzi na calym swiecie – w porannym morzu, czytalismy ksiazki. o 8 wracalismy, prysznic, sniadanie. leniwy, wakacyjny rytm.

malina jako przyszla trenerka z prawem jazdy na motorowke zabrala nas na calodniowa wycieczke, dzieki ktorej odwiedzilismy plaze dostepne tylko z morza. nasza motorowka skakala po falach, malina – kapitan z 5ma zlotymi warkoczykami – zdrabnie zarzucala kotwice w malenkich zatoczkach, gdzie plywalismy w przezroczystej wodzie, ktorej szmaragdowy kolor zainspirowal do nazwania tej czesci wyspy costa smeralda.

kiedy wplywalismy wieczorem do portu podplynal do nas skiper pytajac czy ma nam wprowadzic motorowke na miejsce cumowania, do ktorego prowadzi kreta, waska droga. z pomostu smieje sie na to skiper, ktory nam lodke rano wypozyczal: -„daj spokoj! ta pani w przeciwienstwie do ciebie ma nawet dokument, ze umie cumowac!”

zrobilo sie bardzo wesolo i malina ma propozycje pracy w wakacje za rok. niezle pieniadze, cudowne miejsce, malinowy niemiecki i angielski na wage zlota.

ze sloneczego swiata wpadlismy w… sniegowa dziure wracajac do domu przez szwajcarskie alpy. my w klapkach a na autostradzie snieg jakbysmy wracali z nart.

w domu jak zawsze bylismy w ostatnim momencie wakacji: poznym wieczorem w niedziele. wakacyjna walize postawilam w piwnicy. nawet jej nie tworzylam. w poniedzialek skoro swit bylam juz w wiedniu. wieden widzialam tylko w ciemnosciach – 5 nocy krecilismy film (ratujac sie tabletkami kofeinowymi i jakimis eliksirami -witaminowomineralnymi koktailami,) wiec od poinedzialku mam jetleg jak po krotkiej wizycie w usa.

nareszcie jestem domu. ogrod zaczyna sie jesiennie zlocic i czerwienic. jablka dojrzaly. roze zakwitly po raz trzeci w tym roku. jest pieknie. ciesze sie na te jesien.

malina filmowa

krecilismy nad naszym jeziorem film reklamowy. do zobaczenia dopiero w grudniu. nasz producent zatrudnil maline jako asystentke stylistki. kilka dni malina spedzila w jej domu przygotowujac rekwizyty i stroje (bajkowe), a dwa dni w plenerze nad jeziorem. biegala po planie z lancuszkiem agrafek, stolkami, wstazkami, mini zelazkiem, igielka ze zlota nitka, z wielka chmura, ktora odpadla z san, z dzwoneczkami, ktore tez odpadly z san, po tym jak dwa olbrzymie konie ciagneca te sanie przestraszly sie balonow i postanowily stratowac pol planu filmowego i dwa zywe balwany, ktore w ostatniej chwili zostaly popchniete przez jednego ze statystow w bok. biedne balwany nie mogly dobrze chodzic, mogly to przyplacic zdrowiem. na szczecie wszystko skonczylo sie kilkoma zniszczonymi rekwizytami. malina w stresie (czy to jej charakter zeglaza?) staje sie spokojna i skupiona. stanowila swietne uzupelnienie pani stylistki, ktora jest prawdziwa artystka (normalnie pracuje przy wielkich produkcjach kostiumowych) chudziutka, z olbrzymim kokiem na glowie i papierosem w ustach i osobowoscia drama queen. malina zawsze gdzies z boku: nozyce, szpilki, klej, guzik. jak na sali operacyjnej. pan producent co i raz sie usmiechal i kilka razy wyznal: jak ja sie ciesze, ze tu jestes! pani stylistka chce wspolpracowac z malina, pani od makijazu wziela malinowy kontakt, zeby polecic ja do produkcji zdjeciowych.

to nie jest malinowa przyszlosc, ale fajne zajecie na wakacje, ferie czy weekend. malinowy spokoj ale i malinowa energia i jej niewyczerpane baterie – to jest w cenie.

te malinowe wakacje trwaja dopiero 10 dni a juz sie tyle ciekawego wydarzylo.

malina trenerka

przez tydzien malina trenowala mlodych zeglarzy. dzien w ktorym uczyli sie prawidlowo wiazac wezly okazal sie bardziej stresujacy niz cwiczenia na wodzie i nagla zmiana pogody i fale, ktore przestraszyly niektore 7 letnie wilki morskie i zaplakane dzieci trzeba bylo na lince ciagnac motorowka na brzeg. na szczescie bryzgajaca woda za motorowka mieszala sie z lzami, wiec na brzegu nie bylo wstydu. ktozby sie spodziewal, ze plecenie linek w rozne wezly tez moze zakonczyc sie lzami? dziewczynki usiadly w kolko i zaczely cwiczyc suply i supelki, natomiast chlopcy zaraz przywiazali najmniejszego kolege do drzewa i tak go „zacumowali”, ze trzeba bylo finki do ciecia linek, zeby go uwolnic. malina poszla tego dnia o 8 wieczorem spac z mocnym postanowieniem, ze nie nigdy nie bedzie miec dzieci.

obrazki

wiem, wiem, instagram niszczy wszystko. glownie mlode umysly natolatkow, ktorzy bezmyslnie przesuwaja obrazki, ogladaja filmiki jak sprytnie przyszyc guzik nie posiadajac igly i nici, podlac kwiatki lemoniada, upiec tort z niczego, zrobic buty z zeszytu, swiece z krzesla albo sukienke z namiotu. o wesolych filmach z jamnikami nie wspominam tu nawet, prawda?

niedawo przeczytalam zart o tym jak w XIV wieku zapytano jasnowidza jak bedzie wygladal swiat w XXI wieku. jasnowidz powiedzial, ze ludzie beda latac jak ptaki, przemieszczac sie szybciej niz galopujace rumaki a w kieszeni beda nosic malenkie magiczne narzedzie w ktorym zmiesci sie cala wiedza o ludzkosci, matematyka, fizyka, jezyki wszelakie, sztuka i muzyka. cala wiedza? genialne! tak. ludzie tego uzywac do ogladania smiesznych filmow o kotach

szkoda mi mlodych ludzi na instagram. taka strata czasu. najlepsze lata z nosem w malenkim ekraniku z jeszcze mniejszymi obrazkami. sama jednak lubie instagram za to, ze choc od zawsze wyznaje przewage slowa nad obrazem, to jednak zaczelam sie przygladac swiatu nowym okiem. widze detale, ktorych kiedys nie widzialam, widelec na serwetce, truskawke na starym, wyblaklym talerzyku, mural, deszcz i kawe na drewnianym stole. stare widoki staly sie nowe, znane przedmioty nabraly kolorow, zrobilo sie ciekawiej.

jutro zaczyna sie tu sezon…

… i wszyscy ludzie o tym wiedza. pamietacie te piosenke? uwielbiam ja jak wszystko co spiewala pani pronko, choc prywatnie nie wspominam jej zbyt sympatycznie.

lato w pelni. ludzie siedza na laweczkach, jedza lody, jezdza rowerami jakby chodzilo o tour de france i podziwiaja to piekne jezioro nad ktore przyjechali. od dzis wakacje. swidectwo genialne. (tu chcialam zrobic wpis dodatkowy co mysle o ocenach i czerwonych paskach na swiadectwach, ale nie wiem czy sie zbiore w sobie:-) w tym roku malina pierwszy raz pracuje jako trener zeglarski i nie ma czasu na latanie ze mna do hamburga, wiec koniec naszej wieloletniej tradycji. trenowanie bardzo dobrze jej wychodzi. plywa motorowka i poucza malych zeglarzy co i jak maja poluzowac, pociagnac, skrecic, puscic, zlapac… podobno jest bardzo mila i cierpliwa. a w przyszlym tygodniu bedziemy krecic film niedaleko nas i malina dostala prace jako asystentka stylistki. bedzie sie troszczyc o 50 statystow. zobaczymy co z tego wyjdzie, bo historia ma byc opowiedziana nad jeziorem, w slonecznym upale a niestety jest szaro, buro, mokro i zimno i nawet filmowa magia nie zadziala w tym blocie.

co by tu…

siedze na pomoscie. zachodzi slonce.malina jest w berlinie ze swoja klasa. maz wroci ze spotkania pozna noca. taki wieczor we wlasnym rytmie.

widzialam dzis ogloszenie na facebooku, ze ktos sprzedaje mebloscianke. taka blyszczaca mebloscianke, jaka kazdy kiedys mial i pozbyl sie jej z lomotem drewna zrzucanego ze chodow. a tu prosze: taka mebloscianka jest kultowa, droga i kazdy ja chce. kazdy kto ma ze 20 lat chyba. poczulam sie troche staro. zagladacie zu jeszcze? strasznie mi sie chce pisac, ale jakos nie moglam sie tu zalogowac ze dwa miesiace.

troche choruje. tak na wszystko i na nic. pani przebadala mi krew i zapytala: przyszla tu pani sama? na piechote? no tak. sama i na piechote. mam niedaleko przeciez. lekarka pokrecila glowa, bo jak sie ma takie wyniki krwi jak moje to sie lezy i na nic nie ma sily. wyslala mnie na rozne badania, bo wejscie po 6 schodkach bylo dla mnie jak przebiegniecie maratonu. w hamburgu niedawno podbieglam do sbahnu – 20 metrow moze? moze 30? – i… nie wsiadlam do niego, nie mialam sily. zbadalam wiec sobie wszystkie wnetrznosci i jest w sumie niezle. o zoladek musze dbac, ale bede zyla. pani podlaczyla mnie dwa razy w ciagu dwoch tygodni pod kroplowke i w zyle wlalo mi sie wysoko skoncentrowane zelazo, drogie jakby to bylo zloto, ale zadzialalo jak zywa woda i rzeczywiscie czuje sie lepiej. mialam dwa tygodnie zwolnienia. bardzo chcialabym tu napisac, ze czytalam, spacerowalam, odpoczywalam jak mi zalecono, ale to nieprawda. prawda jest taka, ze nie umiem odpoczywac ani cieszyc sie z niczego. pomyslalam, ze moze mam jakas depresje, ale lekarka powiedziala, ze to przez to zelazo. pewnie przez zelazo i glupie wiadomosci polityczne. obiecuje sobie ich nie czytac, ale czytam i sie denerwuje.

malina konczy za trzy tygodnie 10 klase. bedzie miala genialne swiadectwo. niedlugo bedzie zdawala egzamin na trenera zeglarskiego. maz zdrowy znow. roze kwitna w tym roku jak szalone. czytam biegunow olgi tokarczuk. caly czas sie denerwuje, ze zaraz dotre do konca ksiazki, wiec dawkuje ja sobie jak delicje.

pozdrawiam was serdecznie, wieczorowo – slonce juz zaszlo – i ide do domu. dobranoc.

slonce juz zaszlo – i ide do domu. dobranoc.

malinowo-wrzosowa przeprowadzka. na lylowo.

bam! malina skonczyla 16 lat. otworzyla sie przed nia zupelnie nowa perspektywa. na przyklad moze w sklepie kupic piwo. opowiedzialam jej ze istnieje ten blog i ze dostanie jego wydruk na 18 urodziny. ucieszyla sie, ale nie zeby jakos specjalnie. w koncu to jej zycie, wie co sie dzialo, tak? interesuje ja glownie przyszlosc, a nie jakies opowiesci o malej dziewczynce co kiedy inni siedza to ona stoi, gdy inni stoja ona skacze, gdy inni ida ona biegnie. skopiowalam wiec wszystkie wpisy z 13 lat i nawet postanowilam zakonczyc kariere blogowa. jak tylko to postanowilam, zaraz z tego pomyslu zrezygnowalam, bo mysle, ze ciagle jest cos ciekawego do opowiedzenia, czego nie da sie wyrazic jednym obrazkiem przemielonym przez 10 filtrow na instagramie. ta przeprowadzka z bloxa wpisuje sie bardzo aktualnie z szereg zmian w naszym zyciu. malina zaczyna zataczac coraz szersze kregi, gdzie juz nie siegaja moje dluugie ramiona helikopterowej matki, j wkraczam w wiek dojrzalej kobiety, moj maz po 4 latach walki z ciezka choroba znow sie smieje, zartuje i jak dobre wino smakuje lepiej niz kiedykolwiek.

zagladam co i raz pod moj pozegnalny wpis na bloxie i na komentarze tutaj. wieje pustka, glos odbija sie echem o puste sciany. cisza.

mimo wszystko wierze, ze to miejsce odzyje jak dobrze przycieta na wiosne roza.


rownouprawnienie.

ciagle gdzies znajduje wiadomosci a pod nimi komentarze o roznych polkach. kobietach sukcesu. a to pani kulig w zimnej wojnie a to zona pana stocha w stoju goralskim. w komentarzach wciaz przeplataja sie zachwyty: „jaka skromna”.

 

czy ktos kiedys gdzies widzial mezczyzne, ktorego kariere podziwia sie za to, ze jest… skromny? nikt mi nie przychodzi do glowy.

i tak to jest z tym wspolczesny rownouprawnieniem.

lylowa, kobieta, matka corce.

malinowe nowinki.

dwa tygodnie przed corocznym wieczorem muzycznym w malinowym gimnazjum malina postanowila tez zrealizowac sie muzycznie i scenicznie. bardzo sie zdziwilam, bo po przyjemnym wystepie na zakonczenie roku szkolnego w lipcu malina zakoczyla swoja kariere pianistyczna i postanowila sie skupic na sztuce plastycznej. kupilismy papier i profesjonalne kredki i dziecko zaczelo rysowac wszystko co wpadlo jej w oko. bardzo mnie to cieszy, bo malina fantastycznie rysuje i wole zeby rozwijala wrodzony talent niz meczyla sie muzycznie. klapa pianina jak zostala zamnknieta w lipcu tak do dzis zostala otworzona z 5 razy w tym dwa razy w celu odkurzenia.

a tu nagle : bam! malina chce wystapic na wieczorze muzycznym, bo jej to zapewnia dobra ocene z muzyki. wysilek niewielki, korzysci duze. malina postanowila zaspiewac piosenke i wyslala nuty koledze, ktory gra na gitarze, co by sie szybko nauczyl i jej zakompaniowal. z pewna taka niesmialoscia wspieralam to moje dziecko, bo jesli o spiewanie chodzi to genetycznie mam sceptycyzm bardzo gleboko zakorzeniony. skupilam sie raczej na radach dotyczacych sukienki i butow oraz namowilam maline, zeby raz chociaz zrezygnowala ze swojego konskiego ogona i rozpuscila wlosy. malinowy tatus, ktory nie znosi szkolnych, muzycznych wystepow, zarezerwowal ten wieczor dla maliny. pojechalismy do szkoly z mocnym postanowieniem, ze jak nikt nie zaklaszcze to bedziemy klaskac za 100 klaskaczy!

malina w prostej sukience obszytej czarnymi cekinami i rozpuszczonych wlosach do pasa wygladala zjawiskowo i chodzila na tych swoich dlugich nogach jak modelka, jakby chodzila na szpilkach a miala plaskie, blyszczace „sportowe buty”, czarne z kilkoma czarnymi cekinami. lekko pomalowala rzesy i troche nas zatkalo: nasza coreczka. przestronna aula cala zapelniona widzami po brzegi. 300 osob? moze 350? nie jestem pewna. malina ani nie stremowana, ani zdenerwowana, spokojnie stala z boku i czekala na swoja kolej. na scenie, z mikrofonem w garsci, obok kolegi z gitara (szkolna slawa muzyczna:-) bez zadecia, spokojnie wyspiewala „mad world”, miekkim, „piaskowym” glosem. bardzo ladnie. na koniec sie uklonila, oddala mikrofon i usmiechnela od ucha do ucha, bo cala widownia nagrodzila ja burza oklaskow.

malinowe kolezanki powstawialy jej wystem w instagramowe stories, koledzy przybijali piatki. z muzyki ma jedynke na polrocze i nowych znajomych z 11 i 12 klasy. oczywiscie nadal nosi konski ogon i olbrzymie bluzy, spodnie i toporne buciska, ale cos sie zmienilo. malina uwierzyla w swoj talent wokalny i czerpie z tego mnostwo satysfakcji. wiecznie w dobrym humorze, szybko odrabia prace domowe, zeby cwiczyc – najchetniej w lazience, bo fajna akustyka –  znajomemu dj-owi wyslala jakas zaspiewana piosenke i on jej to teraz miksuje. aktualnie pisze sobie text do wlasnego rapu i… uczy sie rosyjskiego, bo ten jezyk tak pieknie brzmi.

o. to by bylo na tyle.

moje maile

zawsze jak podskornie czuje, ze napisalam bardzo osobisty, lekko zlosliwy – sorry za to okreslenie: babski – mail, to najpierw wysylam go mezowi do korekty. maz dokonuje szybkiej operacji wyciecia niepotrzebnych insynuacji, metafor czy innych jednoznacznych niedopowiedzen, ktorych nie ma a jednak jakby byly i wychodzi z tego piekny, profesjonalny mail. dzieki temu od lat udaje mi sie utrzymac slawe kobiety z chlodna glowa, dystansem nie bawiaca sie z dziecinne gierki czy zlosliwosci.

eeehhh gdybym wyslala te wszystkie nieokrojone maile…