rak duszy.

 

j. od stycznia pracuje dla nas przy specjalnych projektach. znam ja z elokwentnej korespondencji, z ciekawych zdjec, zwariowanych tekstow. poznalysmy sie dopiero w cannes. w cannes wszyscy sa podkreceni. deficyt snu, alkohol, upal, skakanie z party na party, nikt nie jest normalny, prawda? siedzimy w wiekszym gronie, wszyscy sacza rozowe wino, leniwy czas miedzy porannymi, stresujacymi spotkaniami, lodowata klimatyzacja w salach kinowych a wieczornymi party na wysokich obcasach. widze ja i nic nie mowie, bo ta osoba o genialnej figurze i niskim glosie wydaje mi sie strasznie niesympatyczna. ciagle cos rzuca w moja strone, ale ja leniwie ignoruje zarty i zaczepki. w koncu nie wytrzymuje:

 – skarbie a co ty mnie tak zupelnie nie widzisz? mowie do ciebie i mowie! a ty nic nie mowisz!

 – widzisz przeciez do nikogo nie mowie. zbieram sily na wieczor – odpowiadam uprzejmie.

 – ale skarbie…

 – uwazaj. jak bedziesz do mnie mowila skarbie to w ogole nie bede z toba gadac, ok?

he. he. smiejemy sie z mojego zartu i wiemy, ze juz raczej sie nie polubimy. intuicja mi mowi, ze pani jest lekko kopnieta, szalona. psycho. moi szefowie uwazaja , ze przesadzam, wiec zamykam dziob i mysle, ze moze zwyczajnie z wiekiem staje sie radykalna, nietolerancyjna albo nawet drobnomieszczanska, bo mnie tacy ludzie coraz bardziej wkurzaja.

minely wlasnie dwa miesiace. od wczoraj trwa akcja przyjaciol j., ktorzy chca ja wyslac do kliniki. od 6 tygodni ma zabroniony kontakt z dziecmi. oszalala. wysyla dziwne obrazliwe maile. raz jest zgwalcona hinduska a raz ponizana zydowka. raz gwiazda rocka, raz nierozumiana poetka. zawsze jednak w patetycznie pobozny sposob lub niesamowicie wulgarny. rodzina szuka pomocy w sadzie. boja sie, ze bez pomocy klinicznej zrobi sobie krzywde a moze nawet byc grozna dla innych. rozdwojenie osobowosci. ogladam jej zdjecia na fb.- dwa profile jak u wiekszosci moich zawodowych znajomych. na jednym ciepla, kochana mama dwoch dziewczynek, na drugim wariatka o szalonym wzroku i z glupimi minami.

akcja na fb ma dla mnie niejednoznaczna wymowe. z jednej strony uwazam, ze znajomi i rodzina nie maja prawa wywlekac jej prywatnej sfery na statusowych tablicach, z drugiej strony ona tego nie kasuje, lubi byc „aktorka”, potrzebuje publicznosci i podobno tylko w ten sposob mozna ja naklonic do pojscia do kliniki. jej tablica na obu profilach zapelnia sie od wczoraj wyznaniami przyjazni i prosbami: kochana, dla dobra dzieci ale przede wszystkim dla wlasnego dobra, idz do kliniki.

taka choroba jest jak rak.

 

 

Dodaj komentarz