perseidy.

 

wieczorem ustawilismy sobie wino na malym stoliczku, wymoscilismy lezaki i zaczelismy czekac na perseidy. kilka lat temu widzialam spadajaca gwiazde nad baltykiem. krotka kreska. tego lata widzielismy tez dwie, trzy takie kreski na niebie. mgnienie oka i zaraz nie wiadomo czy sie to naprawde widzialo.

nie spodziewalam sie niczego nadzwyczajnego, ale i tak bylo fajnie tak sobie biwakowac na tarasie. i tak kolo 23 zaczelo sie. kreska za kreska. akcja w sumie antylkoholowa. czlowiek boi sie niebo spuscic z oczu w czasie lykania wina, bo moze wlasnie w tym momencie spadnie znow jakas gwiazda. tak kolo polnocy zaczely spadac tak jak w jakim komiksie albo bozonarodzeniowej pocztowce. niektore jakby ktos je zle umocowal w teatralnej dekoracji – nie dokleil czy nie wbil porzadnie gwozdzia: bam!, inne jakby ktos rzucal kule z plomiennym ogonem, ktora na krotka chwile przeszywala niebo na pol. po polnocy, kiedy juz wszelkie marzenia zostaly wyslane we wszechswiaty, zaczelismy dyskutowac dlaczego i jak to sie dzieje a potem zmeczeni, dachowi astrologowie za trzy grosze, poszlismy spac. i koniec. piekna noc.

Dodaj komentarz