swieta rodzinne w chacie w gorach. sami gotowalismy, sami zmywalismy naczynia, sami staralismy sobie nie grac na nerwach, co przy takim kilkudniowym egzystowaniu w skupisku ludzi nie zawsze jest latwe. malina budzila sie co rano z hamletowskim pytaniem: idziemy na narty czy zostajemy z rodzina? rodzina byla dla niej takim przezyciem i rozrywka, ze ani razu nie bylysmy na nartach za to nagrala sie w chinczyka z ciociobabcia, pomagala nakrywac stol z ciocia, cos tam pomagala w kuchni babci, rozdawala prezenty spod choinki z kuzynka, puszczala helikopter z dziadkiem i ciagle turlala sie w sniegu z psem. malinowy entuzjam znieczulil nas na babcie zapatrzona w pierworodna wnuczke, na pierworodna wnuczke zapatrzona w ipod, na daleka ciocie, ktora tak sepleni, ze nic nie rozumiem, na szwagra, ktory ma kilo olowiu w spodniach i poniewaz zarabia to szwagierka jest od zmywania garow, na szwagierke, ktora ostentacyjnie wysmiewa posiadanie pani do sprzatania, na cala reszte, ktora w sumie byla do przezycia a jednak wszyscy z ulga rozjechali sie kazdy w swoja strone. poniewaz te kilka dni spedzilismy jedzac gesi (no nie rozumiem tej tradycji, wole kaczke lub indyka i juz), fondue, rozne znakomite wypieki rodzinnych cukierniczek, postanowilismy dac sobie druga szanse na zdrowe wakacje i pojechalismy na tydzien w trojke. znalezlismy sliczne miejsce w gorach. do popoludnia szalalysmy na nartach a od 16 dolaczalysmy do taty nad przeslicznym basenem, ktory wyplywal z hotelu na zewnatrz w strone fanatastycznej, gorskiej panoramy. malina spedzala w wodzie czas do kolacji. wyskakiwala z kolezankami z wody, biegala w kostiumie kapielowym i z mokrymi od nurkowania wlosami po sniegu, obrzucajac sie sniezkami, turlajac w swiezym sniegu i wskakujac znow do basenu. mam nadzieje, ze zahartowala sie do przyszlej wigilii! w te dwa tygodnie dzialo sie tyle, ze wydaje mi sie trwaly z miesiac z krotka pauza na milego sylwestra w domu. na zakonczenie zlozylismy wczoraj puzzle z 1000 kawalkow i ku naszemu zdumieniu zostal nam jeden klocek. okazalo sie, ze jest podwojny i to by byla zgrabna metafora opisujaca nasz 2011: zmudny, zapracowany ale wspolnymi silami dalismy sobie znakomicie rade i wyszlo lepiej niz sie spodziewalismy. najlepiej zeby 2012 postaral sie nie zanizyc poziomu!
pozdrawiam serdecznie i zycze do siego roku!